Witajcie kochani. Po ostatnim wpisie, dotyczącym kosmetycznych zakupów, największe zainteresowanie wzbudziły w Was bazy. Nic dziwnego, skoro na rynku pojawia się ich coraz więcej, a niestety formuły nie zawsze są lepsze, od tych sprzed kilku lat.Poznajcie więc dwie nowości, z drogeryjnej półki.
Pierwsza baza, która zainteresowała mnie na tyle, by ją kupić, to Lirene Dermoprogram No Pores. Jest to produkt matujący, przedłużający trwałość makijażu i zmniejszający widoczność porów, zamknięty w 30 ml, różowej tubce z wąskim aplikatorem. Dzięki takiemu rozwiązaniu wydobywamy tyle produktu ile chcemy. Jak większość baz na naszym rynku, ta również zawiera silikony. Na szczęście nie znajdują się one na pierwszym miejscu w składzie, widnieje tam woda. Baza jest przyjemna w swojej konsystencji, szybko się wchłania i nie zapycha skóry. Nakładam ją na strefę T tuż po kremie. W moim przypadku No Pores od Lirene zmniejszyła problem nadmiernego wydzielania sebum o jakieś 70 %. Po jej użyciu buzia zdecydowanie dłużej wygląda świeżo, a świecenie pod koniec dnia jest na akceptowalnym poziomie.
Oprócz efektu matu, baza ma również za zadanie zmniejszyć widoczność porów. I tu się zgodzę. Cera jest po niej gładka, a każdy podkład prezentuje się lepiej. Podobnie jest z całym makijażem. Podkład ładnie się aplikuje i trzyma się cały dzień (Revlon CS). Standardowa cena tej bazy to 30 zł, bez paru groszy. Swój egzemplarz kupiłam podczas promocji -49%. Obecnie jest na nią promocja w Rossmannie, i można ją kupić kilka złoty taniej.
Druga baza to Make-up Academie Rearl Base od Bielendy. Gdyby nie Wy, pewnie nie skusiłabym się na nią. Dlaczego ? Jej zadaniem jest nawilżenie, delikatne rozświetlenie i poprawa kolorytu cery. Czyli nic, czego pragnęła by posiadaczka cery mieszanej. Baza Bielendy ma również działanie matujące, o czym producent nas nie informuje, jednak Wy bardzo szybko to zauważyłyście. Mnóstwo takich opinii pojawiło się na instagramie już podczas pierwszego dnia promocji na produkty do makijażu twarzy. Zachęcona przez Was, kupiłam i tą bazę.
Podobnie jak baza z Lirene, Bielenda zapewnia matowe, lecz naturalne wykończenie, nie zapycha, bardzo dobrze dogaduje się z cerą tłustą i mieszaną. W szklanym opakowaniu z pompką, znajduje się przezroczysty żel i zatopione w nim różowe kapsułki. Takie rozwiązanie jest praktyczne i cieszy oko. Pearl Base ma bardzo podobne działanie jak No Pores, jednak troszeczkę słabiej matuje. Będzie idealna dla dziewczyn, które mają „umiarkowany” problem ze świeceniem się twarzy. Jej regularna cena, to również niecałe 30zł.
Obie bazy świetnie się spisują, nie zapychają, nie podrażniają cery i są całkiem wydajne. Z czystym sumieniem mogę je Wam polecić. 🙂
P.S Czy ktoś z Was, zna się na projektowaniu stron ? Marzy mi się pozbycie tego „blogspot” z adresu strony i chętnie powierzyłabym komuś to zadanie, w niedalekiej przyszłości 🙂