EVERLASTING FOUNDATION + | CLARINS

 

Gdy bardzo, ale to bardzo  mocno chcesz przetestować jakiś kosmetyk, ale jego cena zawsze Cię zniechęca, nie odpuścisz, gdy zobaczysz go w promocji. Tak też było w przypadku zachwalanego podkładu marki Clarins. Ile ochów i achów na jego temat słyszałam. Prawie wyłącznie dobre opinie. Cud, miód i malina, tylko ta cena. No właśnie, czy jest jej wart i o czym tak w ogóle piszę? 

Clarins Everlasting Foundation + był jednym z najpopularniejszych podkładów minionego roku. Jest to podkład długotrwały (do 18 godzin), koryguje przebarwienia i niedoskonałości, nawilża, przynosi komfort suchej skórze dzięki zawartości ekstraktu z organicznej komosy ryżowej, a do tego daje nam matowe wykończenie. Podkład ma przyjemny, świeży, ogórkowy zapach i zamknięty jest w solidnym, eleganckim opakowaniu o pojemności 30 ml. Do wyboru mamy 8 odcieni. Na dokładkę, przeznaczony jest dla każdego typu skóry i zawiera filtr SPF 15. Zbyt piękne, by było możliwe ? Za chwile opowiem i o tym, ale póki co skupmy się na jego wyglądzie. 

Podkład Clarins, jak większość kosmetyków marki, ma solidne i eleganckie opakowanie, ze złotymi elementami. Jego buteleczka wykonana jest z grubego, matowego szkła, a grafika ogranicza się do pełnej nazwy produktu oraz jego odcienia na spodzie. Prosto i gustownie, a postawiony na toaletce przy okazji ją zdobi. Zatyczka ma złoty kolor, a na jej brzegu wygrawerowana jest literka C. Szczegół, który dla wielu będzie nieistotny, a znaczy, że firma przywiązuje wagę do detali. Nawet pompka podkładu, ma cielisty kolor, co daje wrażenie spójności i pewnej harmonii. Chyba już się domyśliliście, że totalnie mnie urzekło. Wracając do pompki. Działa bez zarzutu, a ilość kosmetyku możemy dozować według własnego uznania. 

Wiemy co obiecuje nam producent, a jak ma się to do rzeczywistości ? Przyznam się, że miałam co do niego duże wymagania i niestety nie spełnił ich, może tylko na wybranych partiach twarzy. Na policzkach wyglądał przepięknie od rana do wieczora. Ładnie zastygał dając satynowy efekt. Świetnie je ujednolicał, tuszował drobne wypryski i utrzymywał inne produkty w idealnym stanie. Nic się nie rolowało, nie ścierało ani wycierało. Po prostu miodzio. Niestety na nosie, brodzie i czole nie było już tak pięknie. Miałam wrażenie jakbym użyła dwóch zupełnie innych podkładów. Dosłownie po 20-30 minutach od nałożenia, czoło błyszczało się jak po wielu godzinach, odciśnięcie w bibułkę niewiele dawało. Co gorsza powodowało pojawienie się dziur w podkładzie. Po kilku godzinach w obrębie strefy T miałam jedną wielką, obleśną maź, z którą nic nie dało się zrobić, prócz zmycia. Nie ważne jakiego pudru, kremu czy bazy użyłam, efekt nigdy nie był taki jak na policzkach. Ewidentnie sebum i podkład Everlasting to nie jest dobre połączenie, a podobno miał być świetny dla każdego typu cery. Zauważyłam też, że nie lubi się z sypkimi pudrami matującymi np. tym z Ecocera. Dosłownie tuż po aplikacji wyglądał jak po 8 godzinach noszenia, zważony i z całą pewnością nie był zastygnięty. W ciągu dnia podkreślał zmarszczki mimiczne na czole i pojawiały się w nim dziury. 

Choć kolor 103 ivory jest idealny dla mnie (pomiędzy Rovlonem Colorstay 150 a 180), to jego noszenie nie jest już takie przyjemne. Zawiodłam się na nim jak na mało którym podkładzie. Nadal będę szukać dla niego jakiegoś dobrego rozwiązania, znalazłam już nawet w czeluściach internetu krem, który ma zapobiegać warzeniu się makijażu. Jeśli to nie pomoże, to już chyba nic. Żałuje, że nie mam mniej przetłuszczającej się skóry, bo efekt na policzkach daje na prawdę piękny. Dlatego też polecam go raczej tym z Was z suchą lub normalną cerą, ale i tak radzę najpierw wypróbować go  przed zakupem i poprosić o próbkę. Sama na pewno będę próbować go okiełznać i dam Wam znać, jeśli mi się uda. 

SHOWER OIL | BIODERMA

 

Sezon grzewczy na szczęście powoli dobiega końca. Całe szczęście, ponieważ w tym roku moja skóra bardzo źle znosiła częste zmiany temperatur i suche powietrze w pomieszczeniach. Na domiar złego trafiłam też na wyjątkowego bubla, który spowodował u mnie okropne przesuszenie, porównywalne z atopowym zapaleniem skóry. Całe szczęście, że pod ręką miałam nawilżający olejek z Biodermy.  (więcej…)

SOFT & GENTLE | MAC

 

Rozświetlacze, kiedyś bardzo przeze mnie nie doceniane, a dziś uwielbiane. Jeśli mam wydać większą ilość pieniędzy, to raczej wybiorę kosmetyk, który zostanie ze mną przez długi czas. Właśnie takim produktem jest kultowy rozświetlacz Soft & Gentle firmy MAC. Dlaczego tak wiele osób się nim zachwyca? Jak sprawdza się u mnie ? Dowiecie się już za chwilę. 

Puder mineralny Mineralize Skinfinish w odcieniu Soft & Gentle, bo tak brzmi jego pełna nazwa, to jeden z najpopularniejszych kosmetyków marki MAC. Za 10 gram musimy zapłacić 135 zł. Cenę rekompensuje nam mega wydajność  i długi termin przydatności, co cechuje kosmetyki mineralne. Puder zamknięty jest w solidnym, plastikowym opakowaniu z logo marki. Dzięki „okienku” w wieczku widzimy jaki produkt kryje się wewnątrz bez potrzeby jego otwierania. Jest to bardzo przydatne, gdy mamy kilka kosmetyków w identycznych opakowaniach. Po trzech miesiącach codziennego używania, na opakowaniu nie powstała ani jedna ryska, logo nie wytarło się, a zamknięcie działa jak należy. Opakowanie na 5+. 

Rozświetlacz Soft & Gnentle ma złoto-brzoskwiniowy kolor raczej o ciepłych tonach. Posiada bardzo drobny shimmer, którego na pewno nie można nazwać brokatem. Na twarzy widać go tylko przy ostrym świetle, lecz w zwykłych, dziennych warunkach nikt go nie zauważy. Intensywność pudru można z łatwością stopniować od subtelnego, delikatnego błysku, aż po mocniejszą taflę w stylu Mary-Lou z The Balm. Produkt nakłada się jednolicie i nie pyli na całą twarz. Osypuje się jedynie podczas nabierania na pędzel, ale nie jest to uciążliwe i mocne.  Na mojej raczej jasnej, beżowo-żółtej cerze Soft & Gentle wygląda bardzo naturalnie i nie odcina się. Jedynie dziewczyny o alabastrowej, wręcz śnieżnobiałej karnacji mogłyby nie polubić się z tym odcieniem, podobnie jak z większością rozświetlaczy o ciepłych tonach. 

Nie ma co ukrywać, że te dwa rozświetlacze to chyba najpopularniejsze kosmetyki w swojej kategorii. Nie są do siebie podobne, a jednak oba wzbudzają zachwyt. Mary-Lou ma raczej wilgotną konsystencję, szampańsko-złoty kolor i daje intensywną taflę bez shimmeru. Natomiast MAC jest suchy, ma brzoskwiniową barwę, złoty shimmer i pozwala na stopniowanie intensywności.  Soft & Gentle może nie spodobać się bladolicym osobom, a The Balm tym mocniej opalonym. Ja lubię oba, wyglądają na mojej skórze równie dobrze. Nic nie zmienia koloru, nie ściera się czy znika w magiczny sposób. 

Jak na kosmetyczną zakupoholiczkę przystało, ten rozświetlacz w końcu musiał dołączyć do moich zbiorów. Nie żałuję jego zakupu, bo wiem, że będzie ze mną bardzo długo, a jego używanie to czysta przyjemność. Jeśli szukacie czegoś dobrego i możecie pozwolić sobie na wydanie kwoty 135 zł, to gorąco polecam Wam Soft & Gentle. Ciekawe ile znajdzie się tu jego zwolenniczek ? 

COVER SHOT: MATTE EYE PALETTE | SMASHBBOX

Ta paleta cieni chodziła za mną od momentu, gdy pierwszy raz ją zobaczyłam u dziewczyn na instagramie. Na pierwszy rzut oka idealna, mała, neutralna i w 100% matowa. Czegoś takiego potrzebowałam do szybkich, codziennych makijaży do pracy czy na uczelnie. Oglądałam ją pod różnymi kątami, na wielu zdjęciach, a gdy tylko chciałam ją zamówić, zawsze była „chwilowo niedostępna” na stronie Sephora. O czym mowa ? O jednej z  6 nowych palet cieni Smashbox Cover Shot Eye Palette – Matte

(więcej…)

FAVOURITES | FEBRUARY

Luty minął jak jeden tydzień. Nie mam pojęcia kiedy ten czas umknął, ale nie ma tego złego, co by nie wyszło na dobre. Zapraszam Was na ulubieńców lutego, a w śród nich sporą ilość pielęgnacji. Mam nadzieję, że znajdziecie tu ciekawego dla siebie. 

(więcej…)

Social media & sharing icons powered by UltimatelySocial