Artykuł PODKŁAD MISS SPORTY PERFECT TO LAST 24H pochodzi z serwisu Autreme.
]]>
Jego zadaniem jest zapewnienie pełnego krycia o przedłużonej trwałości nawet do 24 godzin. Oprócz długotrwałości ma cechować się komfortowym noszeniem bez skazy oraz nie przenosić się na ubrania. Dodatkowo zapewnia ochronę przeciwsłoneczną SPF 20. Podkład przebadany jest dermatologicznie. Dostępny jest w drogeriach Rossmann w 4 odcieniach. Mój kolor to 200 Beige i jest on najciemniejszy z całej gamy. Podkład Miss Sporty otrzymujemy w szklanej buteleczce o klasycznej pojemności 30 ml oraz ze sprawnie działającą pompką. Szata graficzna kosmetyku jest bardzo prosta i przyjemna dla oka. Ostatnia i najważniejsza informacja to cena. W drogeriach Rossmann jest to całe 25,99zł. Przyznacie, że jest bardzo przyjemna?
Jak już wspomniałam, podkład Perfect to Last 24h dostępny jest w 4 odcieniach. Kolor 200 Beige jest najciemniejszy, bardzo delikatnie oksyduje. Jest to ładny, opalony, oliwkowy odcień. Na zdjęciu powyżej jest to pierwszy swatch. Porównałam go kolejno z: Golden Rose Total Cover 04 Beige, niżej Revlon Color Stay nr 180 oraz z bardzo jasnym Clarins Everlasting w kolorze 103. W gamie podkładów Miss Sporty znajdziemy również bardzo ładne jaśniejsze, typowo beżowe oraz delikatnie żółte warianty.
Jak wiecie moja cera raz jest mieszana, a raz typowo tłusta. Moim największym problemem w makijażu jest utrzymywanie się podkładów. Często po prostu ze mnie spływają lub się ważą. W przypadku podkładu Miss Sporty nic takiego się nie dzieje. Ładnie utrzymuje się na buzi przynajmniej przez 10h – zazwyczaj przez taki okres czasu noszę makijaż. Podkład nie waży się na czole ani wokół nosa. W ciągu dnia wystarczy 1-2 poprawki bibułką matującą, ale wynika to raczej z mojego przewrażliwienia niż z konieczności. Podkład nie jest typowo matujący, lecz ładnie go trzyma, gdy wykończymy makijaż takim pudrem. Jego krycie nazwałabym dobrym średnim. Spokojnie przykryje zaczerwienienia i drobne krostki, przy czym nie tworzy maski. Konsystencja podkładu jest średnio gęsta, a jego zapach delikatny. Łatwo rozprowadza się zarówno palcami jak i gąbeczką, a jego krycie można budować.
Zdecydowanie tak. Biorąc pod uwagę jego cenę (tylko 26zł, a w promocji jeszcze taniej), to jak wygląda i utrzymuje się na skórze, ładne odcienie i dostępność, wróżę mu duży sukces. Sama na pewno dokupię jaśniejszy kolor na zimę. Dla mnie jest to lżejsza wersja mojego ukochanego Revlona. Ma nieco mniejsze krycie, delikatniej zastyga, równie dobrze się utrzymuje i jest sporo tańszy. To co, skusicie się na Miss Sporty Perfect to Last 24h?
Artykuł PODKŁAD MISS SPORTY PERFECT TO LAST 24H pochodzi z serwisu Autreme.
]]>Artykuł WIBO MARSHMALLOW | SWEET KISSING POWDER pochodzi z serwisu Autreme.
]]>
Patrząc na ten kosmetyk mamy ochotę zjeść kilka pianek lub pyszny deser. Różowe pudełeczko ze złotym nadrukiem uwiedzie nie jedną kobietę. Dołóżmy do tego opis producenta ” Aromatyczny puder do twarzy i ciała. Utrwala makijaż, zapewniając matowy efekt na wiele godzin. Zawiera składniki HD. Nadaje intensywny zapach skórze, sprawia, że jej całowanie staje się słodką rozkoszą. Uwaga: puder zniewala słodkim zapachem”. Sami powiedzcie, czy po przeczytaniu tych kilku zdań, nie macie ochoty go użyć? W dodatku ten słodki zapach … na prawdę intensywny.
Niestety w tym monecie zaczynają się schody. Zarówno efekt jak i opakowanie zostawiają wiele do życzenia. Zacznijmy od tego co obiecuje producent. Efekt HD? Niestety nic takiego nie zauważyłam. Mat na wiele godzi? Nic z tych rzeczy. Utrwalenie makijażu? Chyba nie mojego. Niestety już po 2 godzinach makijaż wygląda jakbym miała go całą noc. Strefa T mocno się świeci, a podkład wygląda na zważony. W tak krótkim czasie robi mi się na twarzy ciasto, które rozmazuje się przy jakichkolwiek próbach ratowania makijażu. Jedyna dobra rzecz jaką mogę napisać to zapach. Jest mocny lecz przyjemny i wyczuwalny głównie podczas aplikacji.
Jak już się pewnie domyślacie, opakowanie okazało się równie wielkim niewypałem, co sam kosmetyk. Owszem jest słodkie i ładnie wygląda na toaletce. Niestety jest źle wykonane i bardzo niepraktyczne. Na początek, wieczko jest zdecydowanie za duże, przez co nie można zabrać go ze sobą do torebki, czy w podróż. Grozi to wysypaniem całego pudru, który swoją drogą trochę się pyli. Jak już zajrzymy do wnętrza, zobaczymy plastikową nakładkę ze sporymi otworami oraz puszek, który jest jedynym zabezpieczeniem przed wysypaniem produktu. Całość wykonana jest ze słabej jakości materiałów oraz źle spasowana. Wiem, że marka Wibo jest z założenia tanim producentem, ale zdecydowanie można było wymyślić lepsze opakowanie przy użyciu tych samych materiałów.
Zdecydowanie nie. Sama cieszę się, że go nie kupiłam, a dostałam do testów. Dzięki temu mogę Was ostrzec, przed wyrzuceniem pieniędzy w błoto. Oczywiście znajdą się osoby zadowolone z jego działania i bardzo im zazdroszczę. Niestety moja mieszana cera, a tym bardziej posiadacze tłustej skóry, nie będą zadowolone z tego pudru.
Artykuł WIBO MARSHMALLOW | SWEET KISSING POWDER pochodzi z serwisu Autreme.
]]>Artykuł SYPKI PUDER MATUJĄCY | GOLDEN ROSE pochodzi z serwisu Autreme.
]]>
Golden Rose Long Wear Finishing Powder to matujący puder transparentny, który znajdziecie na stoiskach już od wielu tygodni. Ma dawać lekkie, gładkie i matowe wykończenie przy jednoczesnym utrwaleniu makijażu na wiele godzin. W plastikowym, solidnym opakowaniu z gumowaną nakrętką znajdziemy 11g transparentnego pudru sypkiego. Dołączony jest również puszek, który gdzieś mi się zawieruszył. Słoiczek wykonany jest bardzo starannie i dokładnie. Nie ma mowy by puder rozsypał nam się w podróży.
Jak puder spisuje się w praktyce?
Najczęściej aplikuję go wilgotną gąbeczką nieco grubszą warstwą, by po kilku minutach pozbyć się jego nadmiaru. Nałożony tak na strefę T zapewnia maksymalny mat i utrwalenie. Puder jest bardzo drobno zmielony i nie zbryla się. Niezależnie od sposobu aplikacji, ładnie wygładza buzię i nie bieli. Jego zaletą jest też zmniejszenie widoczności porów, co przy produkcie o raczej suchym wykończeniu, nie zawsze idzie w parze. Mat utrzymuje się w zadowalający sposób. W ciągu 8 godzin w pracy wystarczy tylko raz użyć bibułki, a makijaż będzie wyglądał ładnie.
Dlaczego sypki puder matujący Golden Rose jest lepszy od innych z tej samej półki cenowej?
Jest to najmocniejszy puder jaki do tej pory używałam. Zdetronizował nawet ten z Paese, a o Ecocera nawet nie wspomnę. Oprócz matowego wykończenia, które długo się utrzymuje, daje również efekt wygładzenia skóry i jej porów. Największą zaletą tego pudru jest jednak ratowanie średnich podkładów. Pamiętacie recenzję Clarins ? Wyglądał na buzi przepięknie, ale niestety często ważył się w trefie T. Już miałam spisać go na straty, ale dałam mu szansę w połączeniu z pudrem Golden Rose. I wiecie co? To był strzał w 10. Podkład przestał się ważyć i trochę dłużej utrzymywał mat, a to już coś znaczy.
Z chęcią używam matującego pudru Golden Rose i pewnie nie raz kupię go ponownie. Gorąco Wam go polecam i ciekawa jestem czy i u Was spisuje się tak dobrze.
Artykuł SYPKI PUDER MATUJĄCY | GOLDEN ROSE pochodzi z serwisu Autreme.
]]>Artykuł TOTAL COVER FOUNDATION | GOLDEN ROSE pochodzi z serwisu Autreme.
]]>
Total Cover 2in1 Foundation & Concealer bo tak brzmi jego pełna nazwa, to gorąca nowość w asortymencie Golden Rose. Ledwo pojawił się na rynku, a już zbiera same pochwały. Obietnice producenta zachęcają jeszcze bardziej, by go przetestować. Podkład ma zapewniać pełne krycie, trwałość, lekko matowe wykończenie z efektem wygładzenia, przy jednoczesnym zachowaniu lekkości. Formuła tego produktu nie zawiera substancji oleistych oraz parabenów, dzięki czemu nie musimy martwić się o zapchane pory. Do wyboru mamy 7 odcieni zamkniętych w wygodnych, przezroczystych buteleczkach z minimalistyczną szatą graficzną i wygodną pompką.
Na początek muszę przyznać, ze opakowanie bardzo do mnie przemawia. Proste i wygodne, bez zbędnych elementów. Pompka działa bez najmniejszego zarzutu, dozuje dokładnie taką ilość kosmetyku jaką potrzebujemy, a przy okazji nie rozpryskuje go w każdym kierunku. Sam podkład ma bardzo gęstą, musowo-kremową konsystencję, którą przyjemnie się rozprowadza. Jego krycie nie jest pełne jak zapewnia producent, lecz z pewnością dobre, a co ważniejsze, można je bez problemu budować. Śmiało mogę je porównać do tego, jakie zapewnia Color Stay od Revlon. Różnica między tymi dwoma kosmetykami tkwi w macie. Total Cover ma dawać nam efekt semi- matte, więc jak już łatwo się domyślić bliżej mu do satyny złamanej matem niż do klasycznego matowego wykończenia. Na mojej bardzo mocno przetłuszczającej się strefie T potrzebne są przynajmniej dwie poprawki w ciągu 8 godzinnego dnia pracy, głównie w ruch idzie bibułka matująca. Dokładanie pudru nie jest potrzebne. Dlaczego? Podkład Golden Rose ma naprawdę świetnie trzyma się skóry, nic się nie ściera nawet z nosa. Pomimo średnich właściwości matujących podkład nie waży się, co najwyżej zabiera się w załamaniach, lecz dopiero po kilkunastu godzinach noszenia.
Gdyby do wyboru była większa gama kolorystyczna z lekkimi żółtymi tonami oraz typowo matowa wersja, zdecydowanie byłby to podkład idealny. Niestety wiele odcieni ma delikatne różowe tony tak jak mój 04. Na szczęście da się je jakoś ograć i na twarzy prezentują się całkiem dobrze. Osoby z cerą suchą, normalną i mieszaną będą zadowolone z tego jak prezentuje się na buzi. Jest bardzo komfortowy, zupełnie nie czuć ściągnięcia. Jedynie osoby z mocno przetłuszczająca się skórą powinny na niego uważać, a najlepiej postarać się o próbkę. Nawet z dobrą bazą i pudrem nie ma szans na matowy efekt przez wiele godzin. Oczywiście nie każdy oczekuje tak mocnego matu jak ja, więc najlepiej przetestujcie go sami i koniecznie podzielcie się swoją opinią
Artykuł TOTAL COVER FOUNDATION | GOLDEN ROSE pochodzi z serwisu Autreme.
]]>Artykuł PUDER MINERALNY TRUE MATCH | L’OREAL PARIS pochodzi z serwisu Autreme.
]]>
True Match Mineral to tak na prawdę podkład mineralny, którego zadaniem jest zakrycie niedoskonałości cery, wyrównanie jej koloru, zmatowienie, a przy dłuższym stosowaniu również poprawienie jej ogólnego stanu. W solidnym, plastikowym opakowaniu z nakrętką mamy go 10 gram. Mój jest w najjaśniejszym odcieniu 1.D/1.W. Ma ładny beżowy kolor z delikatnie żółtym pigmentem. Puder/podkład jest bardzo drobno zmielony i całkiem dobrze stapia się ze skóra. Wybaczcie brak swatcha ale mój aparat za nic w świecie nie chciał uchwycić jego koloru.
Wróćmy na chwilę do samego opakowania. Jak dla mnie jest raczej do niczego. Po odkręceniu wieczka ukazuje nam się bardzo duży otwór, na którego dnie znajduje się elastyczna siateczka. Dopiero wtedy widać również ile tak na prawdę znajduje się produktu wewnątrz opakowania – na oko jest go może z 1/4 całej objętości pudełeczka. Sama siateczka dobrze się spisuje zabezpieczając produkt, nic samo się nam nie wysypie. Powiedziałabym, że nawet za dobrze. Nie liczcie, że nabierzecie puder gąbeczką czy dużym pędzlem, nie zmieszczą się w otworze. Nawet małym pędzelkiem trzeba się namachać by wydobyć odpowiednią ilość kosmetyku.
Czy sam produkt spisuje się lepiej niż jego opakowanie? W sumie nie mam mu zbytnio nic do zarzucenia. Puder ładnie wygląda na twarzy, choć nie powiem, że jest niewidoczny. Efekt matu jest raczej delikatny i nie utrzymuje się za długo. Co do krycia, jak na puder jest zadowalające, ale do stosowania solo niekoniecznie. Jestem fanką porządnego, średniego i mocnego krycia, a ten produkt takiego nie zapewnia.
Ci z Was, którzy nie mają specjalnych wymagań od pudru, nie borykają się z mocno przetłuszczająca się strefą T czy suchymi skórkami, będą zadowoleni z mineralnego podkładu/pudru L’Oreal. Jeśli jednak liczyliście na efekt wow, jak przy starej i niestety już niedostępnej wersji, to go nie doświadczycie. Poprzedni sypki puder marki działał jak Photoshop w kosmetyku i na podobny rezultat liczyłam kupując tą wersję. Niestety się przeliczyłam.
Znacie, lubicie się z tym produktem? Koniecznie dajcie znać co o nim sądzicie.
Artykuł PUDER MINERALNY TRUE MATCH | L’OREAL PARIS pochodzi z serwisu Autreme.
]]>Artykuł PRO LONGWEAR FOUNDATION | MAC pochodzi z serwisu Autreme.
]]>Czego oczekiwałam od podkładu MAC? Jak sama jego nazwa wskazuje trwałości. W opisie na stronie znajdziemy obietnice, że podkład utrzyma się na naszej skórze do 15 godzin w każdych warunkach, jednocześnie ograniczając wydzielanie sebum. Jego krycie jest lekkie do średniego, w zależności od grubości nałożonej warstwy. Konsystencja podkładu jest kremowa i delikatnie lepka. Standardowo dla marki mamy odpowiednie oznaczenia kolorów ciepłych (NW) oraz chłodnych (NC), choć w przypadku tego konkretnego produktu, jest dokładnie odwrotnie. Mój odcień NC20 powinien być z gamy tych chłodnych, lecz w rzeczywistości jest mocno żółty i z całą pewnością ciepły. Pomimo ogromnej ilości odcienie, nie było łatwo wybrać odpowiedni. Każdy inny był za jasny, za chłodny lub za ciemny. Koniec końców padło na NC20, który niemal idealnie stapia się z moją cerą.
MAC Pro Longwear z całą pewnością nie powalił mnie na kolana, co więcej, okazał się być małym niewypałem. Na pokrycie całej twarzy potrzebuję 3 pompki, by uzyskać średnie krycie. Ładnie ujednolica cerę, lecz na większe przebarwienia czy wypryski potrzebny jest już korektor. Podkład całkiem dobrze się rozprowadza, lecz w moim przypadku nie wtapia się w skórę. Siedzi na skórze, przez co czuję go cały dzień. Przy budowaniu krycia trzeba uważać by nie zrobić sobie ciastka. Czasem zdarzało się, że dotykając w tym samym miejscu gąbeczką, by lepiej wtopić podkład, robiła mi się dziura w makijażu. Co do samej aplikacji zdecydowanie lepiej wygląda wklepany blenderem niż roztarty pędzlem. Nie mogę go też zaliczyć do produktów, udających że ich nie ma. Nie jest to podkład, który podszywa się pod naszą skórę, ale nie ma również tragedii, maski nie robi, zazwyczaj.
Skoro krycie, sposób aplikacji i efekt na skórze nie jest najlepszy, to może chociaż trwałość? W końcu to ma być jego główna zaleta. Nic z tych rzeczy. Podkład Pro Longwear wcale nie jest taki longwear. Na mojej mieszanej, miejscami tłustej skórze utrzymuje się podobnie do podkładów drogeryjnych. W ciągu dnia ściera się prawie całkowicie z nosa i brody, choć nie są to miejsca, które często dotykam. Nie zauważyłam też, by ten produkt wpływał w jakikolwiek sposób na redukcję wydzielania sebum. Powiem nawet, że przez swoje lepkie wykończenie, które czuć pod palcami przed przypudrowaniem, sprawia, że moja twarz znacznie szybciej świeci się niż po Studio Fix czy Revlonie Color Stay. Podkład Pro Longwear ma na mojej cerze ma tendencję do ciastkowania się w ciągu dnia, gdy skóra zaczyna pracować i wydzielać sebum.
Dla wizualizacji porównałam Wam odcień NC20 Pro Longwear do NC15 Studio Fix. Jak widać rozbieżność kolorów jest olbrzymia, choć powinny być zbliżone. W przypadku tego konkretnego kosmetyku warto bardzo dokładnie przyjrzeć się odcieniom w internecie, a najlepiej udać się do salonu MAC przed zakupem. O ile nadal jesteście nim zainteresowani. Pomimo całej mojej miłości do marki, nie mogę Wam polecić podkładu Pro Longwear. Zupełnie nie sprawdził się na mojej mieszane, czasem wręcz tłustej cerze. Nie ma dobrego krycia, nie trzyma matu, a już tym bardziej nie jest długotrwały. Dla mnie są to pieniądze wyrzucone w błoto, i to nie małe. Za szklaną buteleczkę z pompką o pojemności 30ml musimy zapłacić 148zł. Wiem, że ten podkład ma sporo fanów i na pewno wielu osobom świetnie się sprawdza. Mi niestety nie, dlatego jeśli jest to akurat Wasz ulubiony kosmetyk, nie obrażajcie się. W końcu nie wszystkim wszystko musi się podobać i dobrze spisywać, prawda? Pochwalcie się, jakie Wy macie doświadczenia z marka MAC?
Artykuł PRO LONGWEAR FOUNDATION | MAC pochodzi z serwisu Autreme.
]]>Artykuł BLOT POWDER | MAC pochodzi z serwisu Autreme.
]]>Sezon na ” O rany, ale się świecę!” oficjalnie uważam za otwarty. Ta część z nas z mieszaną i tłustą cerą zna doskonale to zdanie, nie tylko w upalne dni. Gdy temperatura sięga trzydziestu kresek na plusie, nawet inne typy cer mogą mieć problem z trwałością makijażu. W takim wypadku podstawą są bibułki matujące, ale co jeśli potrzebujemy czegoś extra?
Poznajcie puder matujący Blot Powder od MAC. Niemalże transparentny, dający jedynie lekką poświatę koloru, bardzo miałki i wręcz aksamitny w dotyku. Dostępny jest w 5 wariantach kolorystycznych o pojemności 12 gram. Jego główne zadanie to natychmiastowy mat bez nadmiernej pudrowości. Nakładać go możemy za pomocą dołączonego puszku lub pędzla. Swoją drogą puszek jest dobrze wykonany i używa się go z przyjemnością. Solidne opakowanie z dobrej jakości lusterkiem dopełniają całości i gwarantują nam, że puder nie pokruszy się w torebce. Ma on też pewną wyjątkową cechę, która wyróżnia go z pośród całej rzeszy podobnych kosmetyków. Nie musimy odciskać nadmiaru sebum z twarzy przed jego użyciem. Śmiało możemy nałożyć go na nos czy czoło, bez obawy o efekt ciasta i zważonego podkładu. Nieźle nie ?
Powiem Wam szczerze, że trochę wątpiłam w to nakładanie go na znoszony makijaż. Byłam pewna, że otrzymam jedno, wielkie, nieatrakcyjne ciacho w strefie T. Zaryzykowałam i zabrałam go ze sobą do pracy na testy, a możecie mi wierzyć, łatwego zadania nie miał. Po dobrych 8 godzinach od zrobienia makijażu nadeszła chwila prawdy. Gąbeczka, puder i jedziemy z tematem, a tymczasem WOW. Po prostu otworzyłam buzię ze zdziwienia. Zero świecenia, zero ciacha, tylko idealny mat. Oczywiście było widać, że mam na twarzy puder, nie był on niewidoczny, ale i tak wow wow wow. Ten produkt to mistrz świata w ekspresowym poprawianiu makijażu. W końcu nie na darmo wydałam 115 zł, choć wszyscy wiemy, że cena nie zawsze idzie w parze z jakością. Tym razem na szczęście wydatek się opłacił.
Puder ten oprócz idealnego, raczej suchego matu nie daje nam zbędnego obciążenia czy koloru. Nie jest on jednak transparentny, dlatego trzeba dobrać w miarę dobry odcień. Mój jest w kolorze medium i w cale ciemny nie jest. Powiedziałabym, że jest raczej jasny, z ładnymi żółtymi tonami. Nie sugerujcie się zdjęciami na stronie MAC, nie oddają prawdziwych kolorów tych pudrów. Najlepiej przejść się do salonu i poprosić o jego nałożenie. Wtedy mamy pewność, że kupimy właściwy.
Puder MAC Blot Powder jest jednym z kosmetyków z serii „Instagram make me buy it” i z całą pewnością nie żałuję tego zakupu. Jest idealny do torebki, do poprawek w ciągu dnia czy przed wieczornym wyjściem. Sprawdza się też rano, gdy nie mam czasu użyć sypkiego pudru ryżowego. Świetnie przedłuża trwałość makijażu o ładnych kilka godzin, co w moim przypadku wiąże się właśnie z eliminacją świecenia. Ten puder to zdecydowanie mój must have na lato
Artykuł BLOT POWDER | MAC pochodzi z serwisu Autreme.
]]>Artykuł BIG MAKE UP SALES | -49% ROSSMANN pochodzi z serwisu Autreme.
]]>
W kategorii twarz nie może zabraknąć pudrów. Ostatnio jestem ogromną fanką tych sypkich, dlatego jeśli nie jesteście bladziochami przyjrzyjcie się temu z Bourjois. Dostępne są dwa kolory, a sam puder jest aksamitny i mega drobno zmielony. Ja używam go latem do utrwalania korektora pod oczami. Świetne pudry wypuściło ostatnio na rynek Wibo – ryżowy i bananowy. Ten drugi na prawdę pachnie bananami i nie sprawuje się gorzej niż te droższe. Ma przyjemny jasny, żółty odcień i również nadaje się pod oczy.
Rozświetlacze. Nareszcie doczekaliśmy się sporego wyboru i na prawdę dobrej jakości tych kosmetyków. Jednym z moich ulubionych jest Hypoallergenic Face&Body Illuminating Powder od Bell. Daje raczej efekt mokrej skóry, niż mocnego shimmeru. Idealnie sprawdzi się dla tych z Was, którzy nie lubią mocnego błysku na co dzień. Dla tych, które lubią błyszczeć marka Wibo ma dwie warte uwagi propozycje. Paletka Strobing Make Up Shimmers Kit oraz ich klasyczny, mały rozświetlacz. Jeszcze lepiej ma się sprawa z różami, mamy ich ogromny wybór wykończeń i kolorów. Warto przyjrzeć się tym od Wibo i Bourjois. W szczególności te drugie, lepiej kupować właśnie podczas takich promocji. Ich regularna cena raczej nie spodoba się naszym portfelom.
Co do podkładów, mam dwóch faworytów. Jeśli posiadacie cerę mieszaną lub tłustą powinniście polubić się z kultowym Colorstay Revlon oraz Lasting Performance Max Factor. Ten drugi dobrze spisuje się również na cerze dojrzałej, ale trzeba uważać z doborem koloru, ponieważ zdarza im się mocno oksydować. O Revlonie nie muszę Wam pewnie nic mówić, wszyscy go kiedyś mieli, a jeżeli jakimś cudem jeszcze go nie testowałyście, to jest to idealny moment na nadrobienie zaległości. Natomiast fanom lekkiego, delikatnego krycia i nawilżenia zdecydowanie polecam podkłady Bourjois, w szczególności ich najbardziej znany Healthy Mix. Jak widzicie, w tej kategorii nie mam dal Was nic nadzwyczajnego czy nowego, za to same hity.
Jeśli macie ochotę na korektor pod oczy, wybór jest bardzo duży. Osobiście bardzo lubię Affinitone od Maybelline oraz Healthy Mix Bourjois. Ten drugi ma przyjemnie żółty kolor i mogłabym się pokusić o stwierdzenie, że lekko zastyga. Delikatniejsze krycie, lecz nadal bardzo przyjemne zapewnia Art Scenic od Eveline, ale tu trzeba być ostrożnym – mocno ciemnieją po aplikacji, lecz nie stają się pomarańczowe. Od niedawna polubiłam się też korektorami L’Oreal, niestety Lumi Magique nie jest już dostępny. Sama mam zamiar wrzucić do koszyka wersję True Match.
W kategorii oczy również mam dla Was kilka klasyków i niezmiennych ulubieńców. Wśród maskar niezaprzeczalnie króluje So Couture od L’Oreal. Silikonowa szczoteczka, która pięknie rozczesuje, wydłuża i lekko pogrubia, w połączeniu z formułą, która nie pozostawia grudek i jest bardzo trwała. Mój ideał i niezaprzeczalny faworyt, musicie go mieć. Tuż za nim klasyfikuje się Lash Sensational od Maybelline. Również silikonowa szczoteczka która mocno wydłuża rzęsy, lekko je podkręca i dobrze rozczesuje. Bardzo trwała i niedroga maskara, która szturmem podbiła blogosferę. Dla troszkę bardziej leniwych dobrym rozwiązaniem będzie pielęgnacyjny tusz od Long 4 Lashes. Jego silikonowa szczoteczka wydłuża i podkręca, a formuła z dodatkiem substancji pielęgnujących, wpływa pozytywnie na kondycję rzęs.
Jako ogromna fanka kreski na powiece, muszę polecić Wam dobre eyelinery. Każdy inny, bo i gusta mamy przecież różne. Ten od Eveline, to tradycyjny produkt w kałamarzu z cienkim pędzelkiem. Jest tani, ale trzeba poprawiać kreskę, dla uzyskania pełnego krycia. Natomiast ten z Hypoalergicznej serii Bell ma filcową końcówkę i wystarczy już jedno pociągnięcie dla idealnego efektu. Najlepszy efekt i trwałość uzyskacie dzięki eyelinerowi w słoiczku od Maybelline. Ma idealną czerń, konsystencję i wydajność. Jego jedyny minus, to konieczność posiadania czystego pędzelka pod ręką.
Jeśli chodzi o cienie do powiek, mogę polecić Wam tylko te kremowe od Maybelline. Color Tattoo mogą służyć jako pojedynczy cień lub jako baza. Co do cienie prasowanych, jestem zwolenniczką tych z wyższej półki cenowej, której nie znajdziemy w drogeriach Rossmann. Jakoś żadna paleta tu dostępna nie zachwyciła mnie na tyle mocno, by z czystym sumieniem ją Wam polecać. Jak już jesteśmy przy oczach, warto zaopatrzyć się również w cielistą kredkę na linię wodną. Polecam Wam tą od Lovely i Rimmel. Nie są za ciemne, ani za twarde.
Kwintesencja makijażu, czyli brwi. Nikt mi nie wmówi, że to nic nie znaczący element. Gdy tylko „zrobimy” nasze brwi, twarz od razu nabiera charakteru i lepszego wyrazu. Moje ulubione kredki to Browsatin Maybelline oraz Brow Artist L’Oreal. Pierwsza oprócz kredki ma z drugiej strony puder, który idealnie nadaje się do wypełniania wewnętrznej części brwi. Kredka L’Oreal ma dla mnie idealną twardość i konsystencję – minimalnie woskową ale i trochę suchą. Obie marki oferują również całkiem dobre żele do utrwalania włosków. Nie są bardzo mocne, ale na codzienny użytek w zupełności wystarczą.
Ostatnia kategoria to pomadki, ponieważ nie używam od dawna tradycyjnych lakierów, to nie mam Wam co polecić. Jeśli chodzi o makijaż ust to zdecydowanie królują u mnie matowe pomadki w płynie. Oczywiście warto skusić się na Rouge Edition Velvet Bourjois, to po prostu klasyk. Bardzo dobre są również Wibo Million Dollar Lips. Nie wysychają w 100% ale dzięki temu nie wysuszają tak ust, a kolorów mamy całkiem spory wybór. Podobnie jest w przypadku matowych pomadek w płynie od Lovely. Ich formuła jest niemal identycznie jak tych od Wibo. Godne uwagi są również pomadki w kredce firmy Revlon. To połączenie pomadki i mentolowego balsamu do ust o świetnej pigmentacji i całkiem dobrej trwałości.
Tym sposobem dobrnęliśmy do końca. Teraz już wiecie, na co warto skusić się podczas najbliższej promocji w popularnej drogerii. Pamiętajcie jednak by kupować w głową i wedle własnego gustu i zasobów portfela. Tymczasem życzę Wam udanych świąt w sympatycznej atmosferze, dużo uśmiechu i odpoczynku.
P.S Przy zakupach z aplikacja Rossmann na telefon, otrzymacie rabat 55%, a nie 45%, przy zakupie 3 produktów.
Artykuł BIG MAKE UP SALES | -49% ROSSMANN pochodzi z serwisu Autreme.
]]>Artykuł EVERLASTING FOUNDATION + | CLARINS pochodzi z serwisu Autreme.
]]>Gdy bardzo, ale to bardzo mocno chcesz przetestować jakiś kosmetyk, ale jego cena zawsze Cię zniechęca, nie odpuścisz, gdy zobaczysz go w promocji. Tak też było w przypadku zachwalanego podkładu marki Clarins. Ile ochów i achów na jego temat słyszałam. Prawie wyłącznie dobre opinie. Cud, miód i malina, tylko ta cena. No właśnie, czy jest jej wart i o czym tak w ogóle piszę?
Clarins Everlasting Foundation + był jednym z najpopularniejszych podkładów minionego roku. Jest to podkład długotrwały (do 18 godzin), koryguje przebarwienia i niedoskonałości, nawilża, przynosi komfort suchej skórze dzięki zawartości ekstraktu z organicznej komosy ryżowej, a do tego daje nam matowe wykończenie. Podkład ma przyjemny, świeży, ogórkowy zapach i zamknięty jest w solidnym, eleganckim opakowaniu o pojemności 30 ml. Do wyboru mamy 8 odcieni. Na dokładkę, przeznaczony jest dla każdego typu skóry i zawiera filtr SPF 15. Zbyt piękne, by było możliwe ? Za chwile opowiem i o tym, ale póki co skupmy się na jego wyglądzie.
Podkład Clarins, jak większość kosmetyków marki, ma solidne i eleganckie opakowanie, ze złotymi elementami. Jego buteleczka wykonana jest z grubego, matowego szkła, a grafika ogranicza się do pełnej nazwy produktu oraz jego odcienia na spodzie. Prosto i gustownie, a postawiony na toaletce przy okazji ją zdobi. Zatyczka ma złoty kolor, a na jej brzegu wygrawerowana jest literka C. Szczegół, który dla wielu będzie nieistotny, a znaczy, że firma przywiązuje wagę do detali. Nawet pompka podkładu, ma cielisty kolor, co daje wrażenie spójności i pewnej harmonii. Chyba już się domyśliliście, że totalnie mnie urzekło. Wracając do pompki. Działa bez zarzutu, a ilość kosmetyku możemy dozować według własnego uznania.
Wiemy co obiecuje nam producent, a jak ma się to do rzeczywistości ? Przyznam się, że miałam co do niego duże wymagania i niestety nie spełnił ich, może tylko na wybranych partiach twarzy. Na policzkach wyglądał przepięknie od rana do wieczora. Ładnie zastygał dając satynowy efekt. Świetnie je ujednolicał, tuszował drobne wypryski i utrzymywał inne produkty w idealnym stanie. Nic się nie rolowało, nie ścierało ani wycierało. Po prostu miodzio. Niestety na nosie, brodzie i czole nie było już tak pięknie. Miałam wrażenie jakbym użyła dwóch zupełnie innych podkładów. Dosłownie po 20-30 minutach od nałożenia, czoło błyszczało się jak po wielu godzinach, odciśnięcie w bibułkę niewiele dawało. Co gorsza powodowało pojawienie się dziur w podkładzie. Po kilku godzinach w obrębie strefy T miałam jedną wielką, obleśną maź, z którą nic nie dało się zrobić, prócz zmycia. Nie ważne jakiego pudru, kremu czy bazy użyłam, efekt nigdy nie był taki jak na policzkach. Ewidentnie sebum i podkład Everlasting to nie jest dobre połączenie, a podobno miał być świetny dla każdego typu cery. Zauważyłam też, że nie lubi się z sypkimi pudrami matującymi np. tym z Ecocera. Dosłownie tuż po aplikacji wyglądał jak po 8 godzinach noszenia, zważony i z całą pewnością nie był zastygnięty. W ciągu dnia podkreślał zmarszczki mimiczne na czole i pojawiały się w nim dziury.
Choć kolor 103 ivory jest idealny dla mnie (pomiędzy Rovlonem Colorstay 150 a 180), to jego noszenie nie jest już takie przyjemne. Zawiodłam się na nim jak na mało którym podkładzie. Nadal będę szukać dla niego jakiegoś dobrego rozwiązania, znalazłam już nawet w czeluściach internetu krem, który ma zapobiegać warzeniu się makijażu. Jeśli to nie pomoże, to już chyba nic. Żałuje, że nie mam mniej przetłuszczającej się skóry, bo efekt na policzkach daje na prawdę piękny. Dlatego też polecam go raczej tym z Was z suchą lub normalną cerą, ale i tak radzę najpierw wypróbować go przed zakupem i poprosić o próbkę. Sama na pewno będę próbować go okiełznać i dam Wam znać, jeśli mi się uda.
Artykuł EVERLASTING FOUNDATION + | CLARINS pochodzi z serwisu Autreme.
]]>Artykuł BAKE ME | BOURJOIS LOOSE POWDER pochodzi z serwisu Autreme.
]]>
Nie ważne jakiego korektora używacie, wszystkie prócz zastygających, wymagają dobrego utrwalenia, by nie zbierały się w załamaniach. Technika bakingu sprawa się u mnie w tym celu znakomicie. Korektor nakładamy pod oczy w kształcie twz. trójkąta młodości. Co to znaczy ? Jasny produkt rozcieramy wzdłuż nosa, a nie tylko pod samym okiem. Dzięki temu odwracamy uwagę od zasinienia, a cała twarz wygląda na zdrowszą i wypoczętą. Praktycznie od razu po roztarciu korektora, tą samą gąbeczką nakładamy sporą ilość sypkiego pudru. Robimy to ruchem stemplującym, a nie trącym, by nie zetrzeć nałożonych już kosmetyków.
Jaki puder wybrać ? Produkt, który nakładamy pod oczy nie może wysuszać naszej skóry. Powinien być drobno zmielony, o aksamitnym, satynowym wykończeniu i najlepiej odrobinę jaśniejszy od naszej cery. Dzięki temu będzie ładnie odbijał światło i sprawdzi się przy bakingu. Wszystkie te aspekty spełnia Loose Powder, Airy Finish firmy Bourjois. Mój jest w odcieniu 01 Peach. Jego cena przekracza 50 zł, dlatego warto czekać na promocję. W plastikowym opakowaniu znajdują się 32 gramy produktu. Sypki puder Bourjois wygląda bardzo ładnie pod oczami. Nie wysusza skóry, nie podkreśla jej załamań i dobrze utrwala korektor. Dodatkowo jest bardzo wydajny, a biorąc pod uwagę, że używam go sporo, jest to duży plus. Można w łatwy sposób usunąć jego nadmiar z pod oczu za pomocą puchatego pędzla, a na skórze pozostaje tylko tyle ile trzeba.
Minusem tego produktu jest niewątpliwie jego opakowanie. Choć ładne, jest wyjątkowo nie praktyczne. Nie posiada żadnego zabezpieczenia, więc puder wysypuje się przez dziurki przy każdym poruszeniu opakowania. Dodatkowo wieczko nie jest zakręcane, nie posiada również zatrzasku. Po prostu je nakładamy i tyle, przez co opakowanie może łatwo się otworzyć. Nie jest to produkt do torebki, ani na podróże, chyba że go przesypiecie w coś bezpieczniejszego.
Podsumowując produkt firmy Bourjois. Jest to świetny puder wykańczający makijaż i pod oczy. Daje aksamitne wykończenie, z całą pewnością nie matowe. Ładnie prezentuje się nałożony cienką warstwą za pomocą pędzla, jak i przy wykorzystaniu bakingu. Co do samej techniki, powiedziałabym, że weszła na stałe do mojej porannej rutyny. Podoba mi się efekt jaki dzięki niej uzyskuje, a Was zachęcam do wypróbowania jej w domu. Być może będzie dla Was dobrym rozwiązaniem na spływający, rolujący się korektor.
Artykuł BAKE ME | BOURJOIS LOOSE POWDER pochodzi z serwisu Autreme.
]]>Artykuł NEW COLORSTAY | REVLON pochodzi z serwisu Autreme.
]]>
Na rynku pojawiły się nowe wersje Colorstay z pompką. Niewątpliwie wszyscy jego zwolennicy bardzo się z tego cieszą. Pompka nie zacina się, można samemu ustalić jak dużą ilość produktu chcemy wydobyć z opakowania. Cała reszta pozostała bez zmian, szklana buteleczka z z białymi napisami, o pojemności 30 ml. Cena podkładu również nie uległa zmianie i waha się od 69 do 39 zł w sklepach stacjonarnym. W drogeriach internetowych można zdobyć go za niewiele ponad 20 zł.
Nowa formuła podkładu jest mniej gęsta, lecz daleko jej do wodnistej. Podobnie jak starsze wersje lubi odrobinę oxydować, dlatego trzeba pamiętać by dobrać odcień minimalnie jaśniejszy od naszej cery. Krycie troszkę straciło na mocy, choć nadal jest bardzo dobre, jak na drogeryjne półki. Na zmianie formuły najwięcej zyskało wykończenie podkładu. Zapewnia mat i jednocześnie wygląda bardziej naturalnie niż jego poprzednik. Nie waży się, nie spływa z twarzy, a przede wszystkim nie daje efektu maski. Prawie zawsze gdy mam podkład Revlon Colorstay na twarzy w pracy, słyszę od klientek komplementy. Równie często pojawia się pytanie o to, jakiego produktu używam.
Jeśli lubiliście poprzednią wersję tego podkładu, ta też na pewno przypadnie Wam do gustu. Szansę na przyjaźń mają również Ci z Was, którzy nie do końca dogadywali się z Revlonem bez pompki. Ja znów go pokochałam i gorąco polecam go Wam przetestować.
Artykuł NEW COLORSTAY | REVLON pochodzi z serwisu Autreme.
]]>Artykuł HD LIQIUD COVERAGE | CATRICE pochodzi z serwisu Autreme.
]]>Podkład ma wodnistą, lekką konsystencję, która łatwo spływa z dłoni. Zamknięty jest w szklanym, solidnym opakowaniu o pojemności 30 ml. Buteleczka jest matowa, a grafika prosta i przejrzysta. Do mnie taka oprawa jak najbardziej przemawia. Podobnie jak sposób wydobywania podkładu. Do tego celu mamy dołączoną wygodną, dobrze działającą, szklaną pipetkę. Już jakiś czas temu zauważyłam taki „trend” u producentów. Pipety możemy znaleźć przy podkładach takich marek jak Marc Jacobs czy Artdeco. Produkt Catrice jest od nich jednak znacznie tańszy ( do 30zł), a w cale nie gorszy.
W sprzedaży dostępne są 4 kolory podkładu. Mój to 020 Rose Beige. Nazwa może być odstraszające, ale produkt nie jest przesadnie różowy. Pigment jest dosyć naturalny i z całą pewnością nie daje efektu świnki. Podkład nie należy do najjaśniejszych, w dodatku delikatnie ciemnieje na skórze. W moim przypadku na buzi oksyduje mniej niż na dłoni. Pomijając wąską gamę kolorystyczną, Catrice HD Liqiud Coverage to genialny produkt. Jest leciutki, ma na prawdę dobre krycie, nie robi maski, delikatnie matuje i wygląda nawet naturalnie. Mogłabym powiedzieć, że jest to lżejsza, tańsza i minimalnie mniej kryjąca wersja kultowego Revlona Color Stay. Choć jego nowa wersja z pompką jest dużo lepsza niż stara, to Catrice daje bardziej naturalny efekt. Przypuszczam, że nie da się nim zrobić sobie maski. Trzeba tylko pamiętać, by przed użyciem dobrze wstrząsnąć opakowaniem.
Jak już wspomniałam podkład dobrze kryje i delikatnie matuje. Nie zauważyłam by na mojej mieszanej cerze powodował powstawanie suchych skórek czy niedoskonałości. Nie ma mowy, aby zapychał, choć jest to produkt długotrwały i zastygający. W normalnych okolicznościach (bez kataru itp), nie ściera się i nie wchodzi w zmarszczki mimiczne. Dobrze utrwalony pudrem matującym trzyma się niemal nienagannie przez cały dzień. W gorsze dni, gdy moja strefa T nie chciała ze mną współpracować, konieczne było użycie bibułki, by zebrać nadmiar sebum. Taki manewr robiłam tylko raz i to po 6-7 godzinach od nałożenia makijażu.
Tak prezentuje się produkt Catrice na tle innych popularnych, jasnych podkładów. Z całą pewnością numer 020 nie nadaje się dla bladziochów, choć na twarzy wygląda znacznie lepiej niż na powyższym zdjęciu.
Sama dała porwać się nurtowi zachwytów nad tym kosmetykiem. Z całą pewnością kupię jaśniejszą wersję na zimę. Jeśli tylko kolory Wam będą odpowiadać, to gorącą zachęcam Was do wypróbowania HD Liqiud Coverage. Prawdopodobnie będzie to Wasz ulubieniec i odkrycie tego roku.
Artykuł HD LIQIUD COVERAGE | CATRICE pochodzi z serwisu Autreme.
]]>Artykuł CONCEAL + PERFECT | MILANI pochodzi z serwisu Autreme.
]]>
Artykuł CONCEAL + PERFECT | MILANI pochodzi z serwisu Autreme.
]]>Artykuł MAC Studio Fix Fluid pochodzi z serwisu Autreme.
]]>
Piszcie w komentarzach co o nim sądzicie. Kochacie, lubicie, kłócicie się czy nie znacie ze Studio Fix ?
Artykuł MAC Studio Fix Fluid pochodzi z serwisu Autreme.
]]>Artykuł L’Oreal Infallible 24H pochodzi z serwisu Autreme.
]]>
Pora na jego wady. Po pierwsze – gama kolorystyczna. Niby mamy spory wybór odcieni, a ja pierwszy raz w życiu miałam problem z doborem odpowiedniego. Padło na nr 200 Golden Sand, który jest odrobinę za ciemny dla mnie. Niestety jaśniejsze kolory wpadały za bardzo w różowe lub żółte tony, a te nie są przeze mnie pożądane. Jak dla mnie, firma nie popisała się w tym aspekcie. Drugim minusem jest trwałość tego podkładu. Nie ma mowy aby wytrzymał 24 godziny. W moim przypadku trzymał się maksymalnie 8. Jakby tego było mało, nie schodzi równomiernie. Po kilku godzinach noszenia potrafi zebrać się w pomarańczowe plamy pod policzkami i wokół brwi. Coś okropnego. Starałam się nie dotykać twarzy, utrwalić go różnymi pudrami, czy inaczej aplikować. Efekt zawsze był ten sam. Brzydkie plamy i makijaż wyglądający jak po całodobowej imprezie. Ten ostatni aspekt sprawia, że na pewno nie kupię go ponownie i raczej nikomu nie polecę, a już na pewno osobom z cerą tłustą lub mieszaną jak moja. Jak dla mnie podkład Infallible 24H nie jest wart swojej ceny, czyli jakiś 50zł. Może u osób z suchą lub normalną cerą sprawdzi się lepiej. Biorąc pod uwagę, że jest to już drugi podkład tej marki, który dał ciała na całej linii, raczej nie kupię innych z tej firmy. Najdziwniejsze jest to, że bardzo lubię pielęgnację L’Oreala i ich pomadki.
Dajcie znać, czy używałyście już tego produkty. Chętnie przeczytam też Wasze propozycje podkładów, które długo się utrzymują. Miłego weekendu
Artykuł L’Oreal Infallible 24H pochodzi z serwisu Autreme.
]]>Artykuł MaxFactor Professional Loose Powder pochodzi z serwisu Autreme.
]]>
Artykuł MaxFactor Professional Loose Powder pochodzi z serwisu Autreme.
]]>Artykuł L’Oreal True Match pochodzi z serwisu Autreme.
]]>
Artykuł L’Oreal True Match pochodzi z serwisu Autreme.
]]>
Artykuł Filmstudio Barrandov Prague pochodzi z serwisu Autreme.
]]>
Zacznę od zalet tego podkładu/korektora :
– bardzo dobre krycie ( w roli korektora )
– stosunkowo niska cena, za swój zapłaciłam 26zł ale można go dostać już za 16 zł na przykład
TUTAJ
– jaśniejsze odcienie dają efekt delikatnego rozświetlenia
– powalająca wydajność, mała ilość wyciśnięta na palec ( tak jak na zdjęciu ) pozwala na
zatuszowanie cieni pod oczami, nawet metodą tzw. trójkąta młodości.
Teraz kolej na wady tego produktu :
– opakowanie, jak na podkład tragedia, ale z perspektywy używania go jako korektora nie jest
najgorzej
– mocno zbiera się w jakichkolwiek załamaniach ( producent informuje o tym na ulotce ), z użyciem
bazy jest całkiem dobrze, ale i tak trochę się roluje
– mały wybór odcieni
– po kilku godzinach produkt „ścina się” i wygląda dość nieestetycznie
Podsumowując. Jak do tej pory to najlepiej kryjący „korektor” jaki miałam, ale raczej nie kupię go ponownie. Już po nabyciu tego produktu, zainteresowałam się opiniami innych osób. Szperając po różnych stronach znalazłam całe mnóstwo przeciwstawnych zdań. Jedni uważają go za ideał i wychwalają, a inny wieszają na nim psy. U mnie spisuje się pół na pół. Wygląda na to, że ten produkt bardzo mocno różni się swoim działaniem u wielu osób. Ktoś z Was używał go kiedyś ? Spisywał się tak jak u mnie czy może lepiej, albo nawet gorzej ? Koniecznie dajcie znać, a tymczasem na mnie pora. Praca inżynierska i notatki na zbliżające się zaliczenia na uczelni wzywają, a raczej krzyczą, abym je w końcu ruszyła.
Udanego wieczoru i piątku w atmosferze nadchodzącego weekendu
Artykuł Filmstudio Barrandov Prague pochodzi z serwisu Autreme.
]]>